top of page
  • Instagram
Search

Tarnów nosi ślady po bardzo różnych społecznościach…

  • Writer: Ewelina Jędryszczak
    Ewelina Jędryszczak
  • Dec 16, 2021
  • 8 min read

To nie będzie długi wpis, bo czuje się niekompetentna i boje się popełnić gafę. Tarnów jest jak Kłobuck, rodzinne miasto. Pisanie o nim niesie za sobą ciężar odpowiedzialności. W sumie ten jeden jedyny wpis powinien popełnić ten On a nie ja, ale co zrobić jak On woli prowadzić samochód, a ja wolę klikać w klawiaturę. Oboje pozostajemy wierni swoim zainteresowaniom, a ja postaram się sprostać powierzonemu zadaniu. Miło mi będzie jeśli podzielicie się ze mną swoją opinią o tym, co zamierzam poniżej uczynić sobie i Wam.

Dla mnie to pierwsza wycieczka do tego miasta, nigdy nie miałam przyjemności go odwiedzić nawet przejazdem. Drugie pod względem wielkości miasto województwa małopolskiego, a udało mu się doczekać mojej wizyty dopiero po ponad 40 latach. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nikt nie rozwinął czerwonego dywanu na tą okoliczność:) Tarnów to miasto, które od pierwszego kroku na drodze do jego zwiedzania przywodził mi na myśl Lublin. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, bo tak i już! Szybko znalazłam w nim również analogię z moim rodzinnym miastem. Łączy nas postać Józefa Bema, więc poczułam się jak w domu. Tarnów jest średniej wielkości miastem, zamieszkiwanym przez ponad 100 tyś. mieszkańców. Powstał na terenie wsi rycerskiej Tarnów Wielki, wzmiankowanej po raz pierwszy w 1309 r. w Żywocie błogosławionej Kingi autorstwa Jana Długosza (postaci również pojawiającej się w opowieści o Kłobucku). Ludzi interesujących się kulturą, historią i zabytkami Tarnów z całą pewnością zachwyci. W Polsce południowo-wschodniej tylko w Krakowie jest więcej zabytków. Znajdziesz tutaj drewniane gotyckie kościółki, monumentalną katedrę, stare cmentarze, wyjątkowe muzea, zabytkowe budowle oraz Rynek, uważany za perłę polskiego renesansu. W jego centralnym punkcie stoi ratusz z najstarszym w Polsce, nakręcanym zegarem na wieży. Starówkę tworzą uliczki okalane kamieniczkami w pastelowych kolorach.

Przed uzyskaniem niepodległości Tarnów był w zaborze austriackim i to pod ich rządami w 1911 roku na ulice miasta wyjechały pierwsze tramwaje. Obok Krakowa i Lwowa było to trzecie miasto w Galicji z linią tramwajową. Z uwagi na czerwony kolor oraz umieszczony pośrodku błękitno-złoty herb miasta pieszczotliwie zwano je „biedronkami”. W Tarnowie była tylko jedna linia tramwajowa o długości 2580 m. Istniała ona do 1942 roku, kiedy to podczas wojny władze niemieckie zdecydowały o jej likwidacji, a wagony wywieziono do Lwowa. W 2012 roku ponownie w Tarnowie pojawił się tramwaj będący wierną repliką dawnych pojazdów. Został wykonany ręcznie, a wiele jego elementów, jak podwozie, dzwonek, lampy oraz szyny pochodzą z oryginalnych tarnowskich biedronek. Wnętrze kryje klimatyczną Cafe Tramwaj podobno z najlepszą mrożoną kawą z lodami na świecie. Podobno, bo przegapiliśmy możliwość wejścia do środka. Dobiliśmy za to kalorie korzystając ze słodkości w Restauracji Tatrzańskiej vis a vis "biedronki".

Początków Tarnowa należy jednak szukać na Górze św. Marcina (384 m n.p.m.), wzgórzu oddalonym od obecnego rynku o ok. 3 km. Przez lokalsów potocznie zwaną „Marcinką”. To właśnie na tym wzgórzu odkryto pozostałości grodu plemiennego Wiślan oraz monarchii pierwszych Piastów datowane na IX-XI wiek. Odwiedziliśmy to miejsce na końcu naszej wycieczki, ale przysłowie mówi, że ostatni będą pierwszymi więc i tu znajdujemy potwierdzenie tej mądrości ludowej. Dzisiaj niewiele wskazuje na to, że na tym wzgórzu, górującym nad miastem tworzyła się historia. Dziś znajdujemy tam jedynie kupkę gruzu. Wszystkie niedostatki rekompensuje nam jednak widok na miasto z tego miejsca. Włodarze mogliby jednak pomyśleć o zagospodarowaniu terenu, przystosowaniu tego miejsca do potrzeb turysty. Są piękne przykłady w całej Polsce jak można wykorzystać potencjał takiego miejsca. Marzy nam się wrócić na wzgórze letnią porą, rozpalić ognisko i obserwować jak usypia i budzi się miasto, a wraz z nim ożywa historia.

Tarnów reklamuje się jako „Polski Biegun Ciepła” (nawet 118 dni trwa tam termiczne lato). Muszę przyznać, że nas pogodowo nie zawiódł. Jak na przełom października i listopada to pogoda była iście wiosenna. A piękna pogoda to już połowa sukcesu do zakochania się w miejscu oblanym promieniami słońca. Szczerze mówiąc to co wyczytałam w Internecie o Tarnowie, już po powrocie do domu sprawiło, że jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że jeszcze o tym mieście nic nie wiem i temat wymaga zgłębienia. „Miasto zawdzięcza wyjątkowy klimat położeniu na Przedgórzu Karpackim. Wykorzystali to skoligaceni z litewskimi Giedyminowiczami członkowie książęcego rodu Sanguszków, na terenie swoich tarnowskich włości zakładając w XIX w. winnice. Dziś w otoczonej parkiem klasycystycznej, dawnej rezydencji magnackiej w dzielnicy Gumniska mieści się Zespół Szkół Ekonomiczno-Ogrodniczych, a niedawno wskrzeszone tradycje produkcji trunku Bachusa w regionie są już tak silne, że działa tu 40 winnic i co roku odbywają się Tarnowskie Dionizje. Inicjuje je zawsze św. Marcin na białym koniu wjeżdżający na tarnowski Rynek w towarzystwie pochodu w strojach z epoki”. Postać Św. Marcina znowu sprawia, że czujemy się jak w domu. Zarówno Kłobuck jak i Poznań ma z Marcinem wiele wspólnego, a jego obecność z winem w Tarnowie uwzględnimy w naszym kalendarzu na przyszły rok. Impreza odbywa się w okolicach 11 listopada, a z naszych wyliczeń wynika, że w 2022 roku będą to jubileuszowe– X Wielkie Tarnowskie Dionizjie.

Już od średniowiecza Tarnów miał bliskie kontakty z Węgrami i to nie tylko dlatego, że przez miasto biegł szlak, którym transportowano węgierskie wina. Na zaproszenie Jana Amora Tarnowskiego w 1528 na tarnowski zamek przybył król węgierski Jan Zapolyi, który z tego miejsca starał się odzyskać władzę. Gdy wyjechał pół roku później, w ramach podziękowania ufundował ołtarz w tarnowskiej kolegiacie (nie przetrwał do obecnych czasów) oraz nadał miastu 500 złotych węgierskich rocznego dochodu z ceł handlowych. To nie jedyny Węgierski akcent w Tarnowie, chociaż przyznam, że ten szlak brzmi ciekawie.

Teraz opowiem o bohaterze Polski i Węgier, ale zacznę od wprowadzenia z własnego podwórka. Przez połowę swojego życia mieszkałam na ul. gen. Józefa Bema, ale była to dla mnie jedynie nazwa, jak ul. Kwiatowa, ul. Polna czy ul. Wspólna. Przepraszam za moją ignorancję, jakoś nie przyszło mi na myśl sprawdzać kim był ów Bem, a z lekcji historii też jakoś w pamięć mi nie zapadł. Na swoją obronę mam to, że Google jeszcze wówczas nie było. Pierwszym pomnikiem na jaki wpadliśmy w Tarnowie, był właśnie monument Józefa Bema przy ul. Wałowej. Podczas tej wizyty ewidentnie nadrobiłam braki z młodości i doczytałam w końcu kim on był i dlaczego tyle jest jego w Tarnowie. Dla Tarnowianina to pewnie herezje co tu opowiadam i z góry oraz z dołu za nie uniżenie przepraszam. 14 marca 1794 roku właśnie w Tarnowie urodził się Zachariasz Józef Bem, generał, strateg, ale także bohater Polski i Węgier. Swoją droga Zachariasz nie zmieścił się na tabliczkach z nazwą ulicy :-) Po upadku powstania listopadowego Bem został zmuszony do emigracji. Przebywał w Niemczech, we Francji, ale to na Węgrzech dokonał największych czynów. Podczas powstania węgierskiego dowodził wojskami węgierskimi w Banacie i Siedmiogrodzie, odnosząc szereg zwycięstw nad Austriakami. Zyskał tym wielką popularność i nawet otrzymał przydomek „Ojczulka Bema”. W czasie pobytu na emigracji, w Turcji, przeszedł on na Islam i przyjął nazwisko Murad Pasza. Spacerując po Tarnowie, znajdujemy sporo miejsc nawiązujących do przyjaźni polsko-węgierskiej. Można usiąść na ławeczce przyjaźni pomiędzy naszymi narodami, zobaczyć pomnik Józefa Bema oraz mural ukazujący fragment Panoramy Siedmiogrodzkiej. Tego wszystkiego dowiedziałam się właśnie tutaj i to jest dowód na to, że podróże kształcą.

W 2001 roku Tarnów otrzymał od węgierskiej Fundacji Irott Szó oraz miasta Sepsiszentgyőrgy dar. Była nim dębowa, bogato zdobiona Brama Seklerska im. Józefa Bema i Sandora Petöfiego, jedna z trzech podarowanych Polsce. Brama stoi na skwerze Petöfiego.

Tarnów to nie tylko stare dzieje, zabytki, bohaterowie węgierscy i wino w tle. Miasto ma również swoje mroczne, lekko zapomniane historie. Oprócz renesansowej starówki i wszystkiego tego co opisałam powyżej, trzeba obejrzeć zrewitalizowaną część dzielnicy należącej przed wojną do Żydów, stanowiących niemal połowę mieszkańców Tarnowa. Zachowane przy ul. Wekslarskiej i Żydowskiej kamienice prezentują najbardziej charakterystyczny dla tej narodowości, zwarty charakter zabudowy, z wąskimi przesmykami pomiędzy domami, ciasnymi sieniami oraz maluteńkimi podwórkami. W tym miejscu znajdziemy pozostałość najstarszej tarnowskiej synagogi. Jest nią - Bima czyli almemor. Stanowiła centralną część, miejsce do odprawiania obrzędów religijnych i czytania Tory - "Pięcioksięgu" Mojżesza, służące także jako mównica. Synagoga murowana, której pozostałość stanowi bima, powstała prawdopodobnie w 1630 r. w miejscu starszej, drewnianej, wzniesionej w 1582 r. Synagoga została spalona w 1939 r. przez Niemców, a jej mury w późniejszym czasie wysadzono. Bima zachowała się jako trwała ruina. Dziś Bima, ogrodzona i zadaszona, jest centralnym miejscem obchodzonych rokrocznie w Tarnowie Dni Żydów Galicyjskich (nie ma stałej daty).

Nieopodal tarnowskiej synagogi znajduje się budynek dawnej mykwy- czyli publicznej łaźni. Mykwy stanowiły ważny element religijnego obrządku Żydów, umożliwiając rytualną kąpiel i oczyszczenie ciała przez modlitwą. Tarnowska łaźnia żydowska została wybudowana na początku XX wieku i nawiązywała wyglądem do stylu mauretańskiego. Jakimś cudem udało się temu budynkowi przetrwać drugą wojnę światową i dziś funkcjonuje w nim wiele różnych dziwnych biur i firm o czym informują szyldy, które skutecznie odwracają uwagę od tego budynku Vis-a-vis mykwy znajdziecie smutny pomnik oraz budka „telefoniczna”, upamiętniające pierwszy w Polsce transport do Auschwitz, który miał miejsce 14 czerwca 1940. Z tego transportu, liczącego 728 więźniów, aż 200 przeżyło wojnę.

Jeśli już jesteśmy w tym temacie, to warto przespacerować się również na tutejszy cmentarz żydowski. Kirkut znajdujący się przy ul. Szpitalnej, jest jednym z najstarszych cmentarzy żydowskich w Polsce. Mnie tam wciągnęło. Ma w sobie klimat zadumy, uruchamia procesy myślowe i daje spokój. Data założenia nekropolii nie jest znana, na podstawie zachowanych dokumentów zakłada się, że cmentarz istniał w już w 1581 roku. Znajduje się na nim około 3 tyś nagrobków w różnym stanie technicznym. Oryginalna stara brama wejściowa na cmentarz, przez którą przeszły tysiące Żydów, idąc na śmierć podczas Zagłady, znajduje się w Muzeum Holokaustu (od 1991) w USA o czym informuje nas tablica umieszczona tuż obok wejścia. Oryginalną bramę zastąpiono kopią. Z przeprowadzonych podczas remontu cmentarza w latach 2018–2019 badań geologicznych wynika, że na tym niewielkim skrawku ziemi w centrum dużego miasta, spoczywa ponad 11 tysięcy osób.

Z powodów osobistych wstąpiliśmy również na chwilkę na Szlak Architektury Drewnianej i dotarliśmy do Kościółka pw. Matki Bożej Szkaplerznej, zwanego „na Burku”. Wzniesiono go przed 1458 r., nad potokiem Wątok. Źródła twierdzą, że to jeden z najstarszych gotyckich, drewnianych kościołów w Małopolsce. Po drodze z Rynku zeszliśmy ul. Wielkie Schody przy Pomniku Maszkarona, który stoi na tych schodach od 1936 r. Wpadliśmy wprost na Pomnik Kataryniarza, który stanął w 2014 roku na tarnowskim „Burku”, czyli placu gen. Józefa Bema. Przed wojna mieszkańcy domów w okolicy wielokrotnie zwracali się do władz miasta o usunięcie lub ograniczenie liczby kataryniarzy, którzy ówczesny plac Ducha Świętego, a dzisiejszy plac Bema, upodobali sobie na miejsce codziennych występów. Grali tu miejscowi i objazdowi artyści. Dziś, kataryniarzy już nie ma, a symboliczny pomnik budzi sentyment i przyciąga turystów takich jak my.

Ponieważ historia generała mnie wciągnęła, zwiedzanie kończymy na spacerze po Park Strzeleckim, który uświetnia jego grobowiec-mauzoleum. Jest wyjątkowo fotogeniczny (myślę, że o każdej porze roku) i zlokalizowany w pięknych okolicznościach przyrody - na wyspie pośrodku stawu.

Józef Bem po śmierci w 1850 spoczął w Aleppo w Turcji (obecnie w Syrii) na muzułmańskim cmentarzu wojskowym. W 1926 zawiązano „Komitet dla sprowadzenia zwłok gen. J. Bema”. Komitet uzyskał poparcie m.in. prezydenta Polski Ignacego Mościckiego oraz marszałka Józefa Piłsudzkiego. Ponieważ pochówek na cmentarzu katolickim nie był możliwy, z uwagi na przejście Bema na Islam, przygotowano dla niego to specjalne miejsce w Tarnowie. Ekshumacji z pierwotnego miejsca pochówku dokonano 20 czerwca 1929. Trumna, zanim dotarła do Tarnowa, została wystawiona na widok publiczny w Muzeum Narodowym w Budapeszcie, a następne na Wawelu w Krakowie. Ponownego pochówku dokonano 10 dni później.

Nie udało nam się odwiedzić tutejszych Muzeów, teraz wiemy już, że warto zobaczyć budynek dworca nie tylko z zewnątrz, ale również wejść do jego wnętrza, spróbować kawy z Cafe Tramwaj, który to obeszliśmy dookoła nie wiedząc, co kryje w swoim wnętrzu, nie znaleźliśmy też Zaułku Łokietka przez co nie dotknęliśmy prawą ręką królewskiego buta (podobno przynosi to szczęście i pomaga w realizacji marzeń), nie znaleźliśmy Ławeczki Poetów . Tyle chciałam na ten moment napisać i pokazać. W sumie to uważam, że Tarnów wart jest kolejnej wizyty celem dalszego poznania. Może wiosną?

Będąc w okolicy Tarnowa warto odwiedzić Zalipie. Myślę, że każdemu gdzieś się obiła o uszy informacja o tej malowanej wiosce. Zwyczaj ozdabiania wiejskich izb kwiecistymi malunkami wywodzi się z końca XIX wieku i właśnie w Zalipiu możemy podziwiać ponad 20 malowanych obiektów, które przyciągają wzrok turystów z całej Polski, są wizytówką regionu i dodają miejscowości kolorytu (nawet zimą). Prace zalipiańskich artystek znajdują się m.in. w Zagrodzie Felicji Curyłowej, która jest filią tarnowskiego Muzeum Etnograficznego oraz w Gminnym Ośrodku Kultury "Dom Malarek" w Zalipiu, powstałym w 1978.

Jeśli komuś jest po drodze, to warto również zajrzeć do Dąbrowy Tarnowskiej, by odwiedzić tamtejszą synagogę, która jest największą, zachowaną tego typu budowlą w województwie małopolskim.

Kiedy szukaliśmy noclegu w Tarnowie, nie znaleźliśmy wielu ofert. Miasto chyba jeszcze nie jest nastawione na turystów i nie wiąże z nimi swojego być lub nie być. Podobnie sprawa ma się z lokalami gastronomicznymi. Coś jest, z głodu się nie padnie, ale nic wybitnego nie znaleźliśmy niestety. Nie znaczy to, że nie ma takich przybytków, a jedynie, że nam się nie udało ich namierzyć.


P.S.

Będąc w Tarnowie koniecznie spróbujcie tarninówki, po którą i my musimy wrócić!

 
 
 

Comments


bottom of page