Sylwester marzeń bez żadnej TV…
- Ewelina Jędryszczak
- Jan 18, 2022
- 9 min read
Updated: Jan 19, 2022
Im większy szum dookoła, tym bardziej szukamy odskoczni. Nie wiedząc jeszcze jak będzie wyglądała sytuacja w Polsce pod koniec roku, zaryzykowaliśmy (nie pierwszy raz zresztą) i zamówiliśmy weekend okołosylwestrowy w Schronisku PTTK Jagodna w Górach Bystrzyckich. To chyba również sprawa honorowa (podobnie jak opisywany wcześniej wypad w Góry Izerskie). W ubiegłym roku również próbowaliśmy w taki sposób spędzić Sylwestra, ale plany pokrzyżował mikrob w koronie. Doskonale pamiętamy jak zamknął wszystkie lokale na głucho! Tym razem się udało, a „ryzyko” się opłacało. Jak mówi mądrość ludowa: „kto nie ryzykuje, nie pije szampana”. Kto z Was nie był jeszcze w tym Schronisku nie wie co traci, ale niebawem mam nadzieję, że się o tym przekona ;-)
Schronisko to polecamy zarówno dla aktywnych jak i dla leniwców. Można do niego dojechać pojazdem własnym. Trochę trudniej dostać się tutaj komunikacją ogólnodostępną i trzeba pewnie zetrzeć odrobinę podeszwy w butach, ale warto. Obiekt ma swój klimat, super jedzenie i specyficzną (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) obsługę. Dla wrażliwych słuchowo polecam usiąść w drugiej sali, z daleka od bufetu ;-) Dlaczego? Niech to zostanie zagadką dla dociekliwych :-) Nocleg w tym miejscu to bardzo dobra opcja. Schronisko oferuje noclegi w salach wieloosobowych, jak to w schronisku ;-) Dla rodzin z dziećmi lub bardziej wybrednego turysty, potrzebującego więcej prywatności, polecam wynajęcie Jamy Jagodna. Snobizm w wydaniu górsko – schroniskowym. Nie jest to łatwe, ale jak się człowiek bardzo postara to się da. Racuchy z jagodami to absolutny „must have”! Jeśli macie uczulenie na gluten czy laktozę, to od razu bierzcie leki, ale nie pozbawiajcie się tej przyjemności.
Spacer na szczyt Jagodnej (wysokość: 985 m n.p.m), który zajmie nam około 3 godziny, dostarczy świeżego powietrza w nasze płuca, satysfakcji z aktywności ruchowej i apetytu na wspomniane pyszności. Góra zaliczana jest do Korony Gór Polskich i jest bardzo przyjemna w zdobywaniu. Można na nią również wjechać rowerem, jest tutaj rozwinięta i dobrze utrzymana sieć ścieżek rowerowych. Jagodna nie należy do wymagających i spacer na nią to czysta przyjemność. Myślę, że można zapraszać na nią nawet tych, którzy nie przepadają za wędrówkami górskimi. Dzieci również znajdą przyjemność w nieco dłuższym spacerze. Zimą mile widziane sanki (bez względu na wiek), latem wózki dziecięce też sobie poradzą (a raczej ich pchacze dają radę). W drodze na szczyt nie ma co liczyć na cudowne górskie krajobrazy, ale za to na szczycie można już nacieszyć oko. Znajduje się tam 23 metrowa wieża widokowa, która zapewni nam atrakcję zarówno podczas jej zdobywania, jak również podczas podziwiania 360 stopniowej panoramy Gór Bystrzyckich oraz Orlickich, Masywu Śnieżnika i Kotliny Kłodzkiej. Musicie mi uwierzyć na słowo, że jest pięknie i naprawdę warto wybrać się do Schroniska PTTK Jagodna i zdobyć spacerowo Jagodną (szczyt).
W okolicy jest również dobry klimat dla narciarzy. 200 metrów od Schroniska znajduje się stok narciarski „Osmelakowa Dolina”, niezbyt długi, ale oblegany. Jeśli komuś nie wystarczy jeden stok, niedaleko stąd do Zieleńca, a tam hulaj dusza, piekła nie ma. Przy samym Schronisku mamy wypożyczalnię nart biegowych, możemy umówić się z instruktorem i oczywiście to co najważniejsze w narciarstwie biegowym, czyli kilka fajnie przygotowanych tras do biegania. Powodzenie tego akapitu, jak żadnego innego, warunkowane jest jednak odpowiednią ilością zalegającego białego puchu. Śnieg jest to narciarstwo kwitnie, śniegu nie ma, to pozostaje nam rower lub spacer :-)
Te okolice, to nie tylko spacer na Jagodną. Kto jeszcze nie był, oczywiście kieruje tam w pierwszej kolejności swoje kroki, ale szklaków mamy więcej do dyspozycji. Znając odrobinę teren i posiadając minimum umiejętności poruszania się w nim, możemy również „pospacerować” pozaszlakowo. Nam udało się odnaleźć Chatę Sylwestrową, do której idzie się zupełnie tak samo jak do domku Baby Jagi. Borem, lasem, wzdłuż potoku, pod górkę, a na koniec za własnym nosem. Tak, aż w gęstwinie dostrzeżemy zarys chatki. Z jednej strony mieliśmy ułatwione zadanie, bo szukaliśmy jej w zimie więc drzewa i krzewy liściaste nie zasłaniały widoku, ale aby nie było tak prosto las spowiła mgła i wprowadzała nas raz po raz w błąd. Dodawała również upiornego klimatu rodem z horroru. Dlaczego nas pociągnęło w to mroczne miejsce? Bo my lubimy takie klimaty! Nieustannie poszukujemy odludnych miejsc w których możemy czuć się „Panami i Władcami”. Taki żarcik :-) Kto nas zna ten wie, że potrafimy w takich miejscach zorganizować urodziny, zaszyć się bez wieści jak również lubimy rozkminiać po co komu chatka w środku lasu. Chatka Sylwestrowa jest naniesiona na niektóre mapy turystyczne, gdyby ktoś jeszcze miał ochotę odnaleźć ją w leśnych ostępach możemy podzielić się jej koordynatami.
Co jeszcze można robić będąc w tym miejscu? Spacerować i zdobywać góry, to już pisałam. Jeździć na nartach, wszelakich, to już też wspominałam. Jeść :-), to oczywiste! Można też potraktować Jagodną jako doskonałe miejsce wypadowe do dalszych i bliższych wycieczek. My, tym razem wybraliśmy Bystrzycę Kłodzką, Długopole Zdrój, Buddyjski Gompa Drophan w Darnkowie oraz Bardo. O naszych wyborach jeszcze napiszę, ale blisko stąd również do Kłodzka, Kudowy Zdrój, Duszników Zdrój czy Polanicy Zdrój i wielu innych zdrojów i ciekawych miejsc. Jagodna znajduje się w połowie drogi między Parkiem Narodowym Gór Stołowych z całym ich dobrodziejstwem, a Śnieżnickim Parkiem Krajobrazowym chociażby z Jaskinią Niedźwiedzią i Kopalnią Uranu w Kletnie. Jadąc od strony Wrocławia (tak jak to my czynimy) możemy jeszcze odwiedzić duchy naszych pradziadów Słowian na górze Ślęża. Widok tej góry zawsze nas uspokaja i z chwilą kiedy pojawia się ona na horyzoncie wiemy, że jedziemy w dobrym kierunku. Każdy w tym kawałku Dolnego Śląska może wybrać coś dla siebie, ale z całą pewnością nie da się tu nudzić.
Długopole Zdrój, niewielka miejscowość (z Wikipedii wynika, że nawet wieś), która właściwie stanęła przez przypadek na naszej drodze. Jak każdy Zdrój również Długopole ma swoje uzdrowisko z pijalnią wody, otoczone ładnym parkiem. Piszę ładnym, ale być może jest on piękny. Pora zimowa to nie jest najlepszy moment na ocenianie walorów przyrodniczych parków. Park jest zabytkowy więc na pewno ma wiele uroku. Atrakcją zabiegową w Długopolu są tzw. suche kąpiele dwutlenkiem węgla. Nie korzystaliśmy, ale czytaliśmy, że są i można z nich skorzystać. Jadąc drogą od strony Poręby, nasz wzrok przyciągnął budynek, który znajduje się z drugiej strony Nysy Kłodzkiej, która to rzeka płynie przez miejscowość. Był to budynek pięknego, zabytkowego kościoła, w którym obecnie funkcjonuje kawiarnia Harus. Kościół ewangelicki wybudowano pod koniec XIX w. Historia jego jest taka, że po II wojnie światowej kościół przestał być wykorzystywany do celów religijnych, a przeznaczono go na magazyn środków chemicznych. Następnie, pod koniec lat 80-tych, przystosowano go do celów mieszkalnych. Kawiarnia znalazła tam swoje miejsce na przełomie tysiącleci. Tak czy owak budynek został wpisany do rejestru zabytków. Podjechaliśmy, ale niestety kawiarnia była chwilowo zamknięta a szkoda, bo bardzo byłam ciekawa wnętrza i klimatu. Będziemy musieli jeszcze raz „przez przypadek” przejechać przez Długopole i spróbować ją odwiedzić. Jestem optymistką, to nie powinno być trudne, a takie przypadki nam się często zdarzają :-)
Nieco okrężną drogą, przez wspomniane Długopole Zdrój dotarliśmy do Bystrzycy Kłodzkiej. Trudno mówić o estetyce miasteczka, kiedy na dworze słota, plucha i szaruga. Nie chciałabym jednak, aby mój wpis zniechęcił kogokolwiek do zwiedzania czy podróżowania po Polsce, tylko ze względu na to, że mamy taka aurę jaką mamy. Miasteczko ciekawe, widzę w nim potencjał, na pewno warte chwili uwagi, przycupnięcia czy krótkiego spaceru. Miejscowość zawdzięcza swoją nazwę lokalizacji nad "bystrą” wodą rzek. Bystrzyca jest położona u zbiegu dwóch rzek: Bystrzycy oraz Nysy Kłodzkiej. Co możemy zobaczyć w Bystrzycy? Całokształt, czyli średniowieczny układ urbanistyczny miasta. Ponadto kila zabytków zachowało się w bardzo dobrym stanie. W najwyższym punkcie miasta znajdziemy gotycki kościół pw. Św. Michała Archanioła. Centralnie, na Starym Mieście, znajdziemy Ratusz wybudowany w połowie XIX w oraz barokowy dziesięciometrowy monument pochodzący z 1736 r. Kolumna Trójcy Świętej (wspomniany monument) postawiono w tym miejscu w celach propagandowych, aby umacniała wiarę katolicką, szczególnie, że w okolicy musiała się ona „mierzyć” z silnymi wpływami protestanckimi. Kolumna ukazuje symboliczną walkę Kościoła z Szatanem. Takie to Polskie, albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Dookoła zobaczymy renesansowe i barokowe kamienice. Schodząc z Rynku możemy podziwiać fragmenty murów obronnych z pierwszej połowy XIV wieku z Bramą Wodną, Basztą Kłodzką i Rycerską. Jest tego więcej, wiec warto się poszwędać. Z ciekawostek dodam, że w Bystrzycy Kłodzkiej kręcono sceny do filmu „Czterej pancerni i pies”. Dodatkowo osłodziliśmy sobie pobyt w Bystrzycy pysznościami z Cukierni Pudrowej mieszczącej się tuż przy Kolumnie Trójcy Świętej. Punk dla nich również za to, że są przyjaźni czworonogom, nawet takim nieokrzesanym jak nasz, który pierwsze co robi, to włazi do miski z podaną mu wodą!
Kolejny przystanek na naszej drodze był bardzo egzotyczny (naszym zdaniem) i całkowicie nie spodziewany. Czy wiecie, że mamy w Polsce świątynię buddyjską?! Dla nas to było odkrycie roku 2021! W Darnkowie znajduje się ośrodek buddyzmu tybetańskiego. Budowę Gompy (świątyni buddyjskiej) rozpoczęto w 2001 r. a zakończono w 2005 r. Cała historia tego miejsca rozpoczęła się w 1995 r., kiedy to dwóch członków wspólnoty buddyjskiej podarowało mistrzowi Czime Rigdzinowi Rinpocze 7 hektarów ziemi w Czarnkowie, a ten przekazała ziemię dalej Związkowi Khordong w Polsce z zaleceniami, aby założyli tu ośrodek buddyjski i centrum odosobnienia. I tak się właśnie stało, a nam było dane to odkryć i zobaczyć na własne oczy. Co prawda eksplorowaniu tego terenu towarzyszyła aura iście z horrorów, co mam nadzieje oddają zdjęcia, ale dotarcie do świątyni zrobiło na nas duże wrażenie. Usłyszycie od nas jeszcze o tym miejscu, bo z całą pewnością będziemy chcieli tam wrócić w bardziej sprzyjających warunkach pogodowych. Dotrzeć tam jest dość trudno, w sumie nie ma jakiś wyraźnych znaków, które wskazywałyby drogę. W Internecie opisana jest kamienna droga z rzekomym dojazdem do samej świątyni. Niech Was te opisy nie zwiodą. Nie idźcie tym tropem, szczególnie w porze zimowej! Nasz częściowy wjazd opłaciliśmy ogromnym strachem i zjazdem na „łeb na szyję”. Spacer, od chwili porzucenia naszego busa w pierwszej lepszej napotkanej zatoczce, zajął nam około godzin, ale warunki były naprawdę słabe, droga pokryta lodem, nogi rozjeżdżały się nam same (a raczki pozostały w schronisku). Na miejscu stwierdziliśmy istnienie dość dużego parkingu, więc jednak da się, ale jedyne auto na górze to mocno terenowy jeep. Na samej górze (bo ścieżka wiedzie dość stromo pod górę) panowała absolutna cisza, zero dźwięków, nawet ptaków daremnie było nasłuchiwać. Niesamowity klimat miejsca i nam się udzielił. Wierzcie lub nie, ale to miejsce ma moc! Niestety pomimo zapewnień w Google (jednak słaby to doradca) przybytek był zamknięty na głucho (podobnie jak całe jego otoczenie). Mogliśmy jedynie popodziwiać go z zewnątrz, lecz nie było nam dane zajrzeć do środka. Uznajemy tą wizytę za rekonesans wstępny. O drodze powrotnej w dół nie wspomnę, bo nie chcę o niej pamiętać. Była równie mroczna jak te przedstawiane w horrorach w których nie gustuję.
Bardo, odwiedzone przez nas na samym końcu tej podróży na przełomie roku, czekało na swoją kolej od dłuższego czasu. Miasteczko reklamuje się jaki „Miasto cudów”. Kiedyś już nawet wskoczyliśmy do niego na krótką chwilę, ale czas nas gonił. Tym razem nie było inaczej, bo starsze dziecko było ograniczone rozkładem jazdy pociągów na trasie Wrocław -> Łódź, ale daliśmy radę wyrobić 120% normy. Samo miasteczko, pomimo malowniczego położenia w Górach Bardzkich nad rzeką Nysa Kłodzka, nie przyciąga turystów jakimiś nadzwyczajnymi zabytkami. Może ich tam nie ma zbyt wiele, a może ich nie zlokalizowaliśmy. Ma jednak dość bogata historię, która rozpoczyna się w X w. kiedy to założono w tym miejscu gród obronny. Najokazalszy zabytek, który rzuca się w oczy to Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Niestety jej stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Uwagę przykuwa również gotycki kamienny most z XVI w. Nas jednak pociągnęło w górkę i zamarzyło nam się spojrzeć na miasteczko z wysokości. Wznosząca się nad miastem Bardzka Góra – zwana Kalwarią, podobno kryje wiele tajemnic.
Według podań, na jej szczycie, na początku XV w. miejscowemu młodzieńcowi ukazała się postać Matki Bożej Płaczącej. Wieści o tym wydarzeniu przyciągały do Barda wielu pielgrzymów. Dowodem na prawdziwość objawienia miały być ślady dłoni i stóp zostawione przez Maryję na pobliskim głazie – niestety zatarte przez niezliczone rzesze pątników. Na Kalwarię prowadziły pierwotnie trzy drogi nazywane w zależności od tego, skąd przybywali pielgrzymi: niemiecką, czeską i polską. Nam przypadła w udziale Droga Niemiecka. Nie, że tak gustujemy, ale bardziej dziełem przypadku to się stało. Droga Polska wiedzie z innego miejsca, ze wsi Janowiec. Droga Czeska okazała się zbyt niebezpieczna, gdyż prowadziła skrajem urwiska i została zamknięta, więc wyboru wielkiego nie mieliśmy :-) Wzdłuż Drogi Niemieckiej, stanowiącej do dziś główny szlak wiodący na szczyt Kalwarii, napotykamy zabytkowe stacje Drogi Krzyżowej. Pomiędzy stacjami znajduje się siedem murowanych kapliczek, odnoszących się do siedmiu boleści Matki Bożej. Mniej więcej (bardziej mniej) w połowie drogi znajduje się jakoby cudowne Źródło Marii. Podobno w 1672 r. miało tu miejsce cudowne uzdrowienie młodego Czecha. Od tego momentu źródlana woda uważana jest za leczniczą, szczególnie pomocną w chorobach wzroku. Znana jest również legenda, która głosi, że najskrytsze marzenie zostanie spełnione, jeśli nabrawszy cudownej wody w usta, trzykrotnie obiegniemy kapliczkę. No nie sprawdziliśmy tego, bo legendę doczytałam dopiero po powrocie, ale zawsze może to być powód do powrotu w to miejsce. Kłania się słabe przygotowanie do wycieczki. Mijaliśmy jednak po drodze ludzi z pustymi butelkami, którzy ewidentnie podążali zaczerpnąć z owego źródła, ale nie dało nam to jednak do myślenia. A powinno!
W sumie chcieliśmy wejść na urwisko, na którym znajduje się krzyż widoczny z Barda oraz taras widokowy, ale najpierw trafiliśmy jednak pod zabytkową Kaplicę na szczycie Bardzkiej Góry. Dopiero po zdobyciu wierzchołka zaczęliśmy rozglądać się za ścieżką wiodącą nad urwiskiem. Jakoś wcześniej umieszczone drogowskazy „na obryw skalny” nie zachęcały do podążenia za nimi. Kto normalny chce iść na urwisko i zaryzykować życiem? Urwisko okazało się jednak bardzo cywilizowane. Znajduje się tam platforma widokowa, z której rozpościera się widok na Bardo (ten o który nam od początku chodziło). Obryw skalny w Bardzie to największe osuwisko w Sudetach. Jak mówi historia, 24 sierpnia 1598 r., po długotrwałych ulewnych deszczach, znacznie wezbrana Nysa Kłodzka podmyła zachodnie zbocza Kalwarii. Masa ziemi i skał zsunęła się do rzeki tarasując ją, co spowodowało podtopienie niżej położonej części Barda. Legenda mówi, że wstrząs był tak silny, iż spowodował pochylenie krzywej wieży w Ząbkowicach Śląskich (miejscowości dzieli 13 km). Górna krawędź osuwiska stanowi wspomniany punkt widokowy. Platforma znajduje się na wysokości około 390 m n.p.m. Reasumując wizytę w Bardzie, bo się rozpisałam, warto zrobić sobie przerwę w podróży i odwiedzić tą górę. Myślę, że widok będzie jeszcze bardziej imponujący wiosną czy latem. Sprawdzimy to, obiecuję.
Jak wspominałam, czas nas już na tym etapie podróży mocno poganiał i groziło nam realnie, że będziemy musieli odbyć nie tylko podróż powrotną do Poznania (przez Wrocław), ale „po drodze” będziemy musieli jeszcze odwiedzić Łódź. Tego mogłoby być za dużo. Jak na weekend okołosylwestrowy to i tak sporo udało nam się zdziałać, moim skromnym zdaniem. Przyjemności trzeba sobie umieć dawkować. Zero TV, prawie odcięci od mediów (prawie robi różnicę ;-)), przyroda, góry, świeże powietrze (chce w to wierzyć), dobre jedzenie, ciekawe miejsca i RODZINA. Nam nic więcej do szczęścia nie potrzeba.
Namówiłam Was na wizytę w Górach Bystrzyckich?
A może już tam byliście?
Comments