top of page
  • Instagram
Search

Od zachodu po wschód...

  • Writer: Ewelina Jędryszczak
    Ewelina Jędryszczak
  • Sep 23, 2020
  • 4 min read

Updated: Oct 5, 2020

Część III


Pobyć w piekle, taki mamy plan w 5 dniu Naszej wędrówki. Wystartowaliśmy jak zwykle po śniadaniu, ale tym razem dość pośpiesznie. Jezioro Sarbsko nie było dla Nas łaskawe. Zimno przeniknęło Nasze starcze kości (XD). Ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu słońca. W piekle podobno jest gorąco.

Rzeźba znajduje się w Kaszubskim Oku

Prosta droga nigdy nie jest taka prosta a po drodze są miejsca warte odwiedzenia oraz takie, które się ominie, ale zapisze w notatniku „na zaś”. Jadąc w kierunku półwyspu helskiego, mijając Żarnowiec przypomniała Nam się historia z niedoszłą elektrownią atomową. Zawróciliśmy, bo przecież trzeba młodemu pokazać o co chodzi z tym prądem. Budowali, budowali (w latach 1982-1989) i nie zbudowali. W zamyśle miała stanowić pierwszy krok na drodze do energetycznego uniezależnienia Polski. Elektrowni atomowej nie ma, ale elektrownia wodna jest. I można ją zobaczyć z wysokości 36 m, tylko trzeba pokonać 212 schodów, lekką zadyszkę, marudzenie małego i już! Łatwizna. Kaszubskie Oko, bo to z jego tarasu można podziwiać elektrownie, Jezioro Żarnowieckie, zbiornik wodny Czymanowo, okolice Gniewina oraz górną stację elektrowni szczytowo-pompowej „Żarnowiec”. Wieży strzegą kaszubskie Golemy (legendarne olbrzymy) a dookoła jest plac zabaw, makiety dinozaurów, pole do mini golfa, siłownia, ładnie zagospodarowana zieleń, fontanny, lokal gastronomiczny, sklepik z kaszubskimi pamiątkami. Myślę, że jeśli się jest w okolicy to warto tam zajrzeć. Dzieciaki z całą pewnością nie będą się tutaj nudzić.

Jastrzębia Góra, to kolejne miejsce które odwiedziliśmy. To tutaj znajduje się najdalej na północ wysunięty kraniec Polski. Nas uczono, że to przylądek Rozewie jest tym punktem, ale tak jak z Rysami w ostatnim czasie, zmierzono i stwierdzono, że podręczniki do geografii trzeba zaktualizować. Rysy urosły o 1 cm a kraniec Polski przeniesiono. Tak więc wysunęliśmy się na północ, najdalej jak się dało. Przy okazji odwiedziliśmy „Obszar Natura 2000 Kaszubskie Klify”. Ciekawe, nie powiem. Słonko dodało im uroku a Nam otuchy, że zmierzamy we właściwym kierunku. Mieścina fajna i godna polecenia. Po czasie dowiedziałam się (od nurków nad Jeziorem Wigry)), że jest tam też Dom Whisky, ale to również trafia na listę „na kolejny raz”.

Tym oto sposobem nieuchronnie wpadamy do piekła. Jeszcze tylko po drodze chwila w Chałupach. Tam szkoła surfingowa goni szkołę surfingową. Windsurferzy poganiają kitesurferów i zarówno jedni jak i drudzy pięknie prezentują się na wodach Zatoki Puckiej. Warto tu przystanąć jeśli chce się posurfować, jak również tylko po to, żeby popatrzeć jak inni się męczą.

Mijamy Jastarnię, Juratę, ale te miejscowości znamy więc chwilowo sobie je odpuszczamy. Kierujemy się do HelKamp, bo dzisiaj postanowiliśmy doznać odrobiny luksusu i skorzystać z dobroci cywilizacji (ciepła woda, pralka, prąd). Niech żyją wynalazki ułatwiające życie! Dzięki tym udogodnieniom mogłam również wrzucić wpis na bloga. Kamping przyjemny, dość zatłoczony, ale nikt nikomu w drogę nie wchodzi, zdecydowanie jeden z lepiej wyposażonych z jakich korzystaliśmy w Polsce. No i świetnie zlokalizowany (100 m do morza) jakieś 5 min do końca Polski, na styku morza i zatoki. Wymarzone miejsce, aby zrobić day off.

Na Helu zabawiliśmy chwilkę, jak na Nas to nawet dość długą. Kiedy pranie schło mieliśmy czas, żeby przemierzyć Hel wzdłuż i w szerz, a że dzień zaczął się o 6.25 wschodem słońca to czasu było naprawdę sporo. Tak właśnie, udało się w końcu wstać na czas (XD). Sama sobie wpłynęłam na ambicję poprzednim wpisami i wiedziona chęcią udowodnienia sobie samej, że nie jestem śpiochem wstałam tuż po 6.00. Panowie oczywiście odmówili współpracy. Wchód niestety nie był tak oszałamiający jak się spodziewałam, bo niebo zaciągnęło się chmurami, ale odrobinę ze swojego piękna pokazał. Przy okazji podziwiałam gaj rokitnikowy, który rośnie tuż przy ścieżce wiodącej wzdłuż plaży, w kierunku latarni morskiej. Listki rokitnika przywodzą na myśl liście oliwne, srebrne, lekko omszone. To mi wystarczyło żeby dobrze zacząć dzień.

Kilka godzin później, kiedy udało mi się już obudzić moich Panów i doprowadzić Naszego kampervana do porządku wyruszyliśmy na poszukiwanie końca Polski, fortyfikacji obronnych i innych ciekawych miejsc, żeby w końcu zakończyć nasze zwiedzanie na promenadzie nadmorskiej w centrum "piekła". W mieście było dużo ludzi, zbyt dużo, ale w końcu weekend zobowiązuje. Przez chwilę zastanawialiśmy się dlaczego Muzeum Rybołówstwa znajduje się w kościele i jak mogło do tego dojść, ale sprawa się wyjaśniła z chwilą kiedy doczytaliśmy, że to był kościół ewangelicki z początków XV w. Kawałek dalej znajduje się Fokarium, ale ominęliśmy je z premedytacją. Do dzisiaj mam kaca moralnego po odeskim delfinarium. Idea cyrków jest mi nie po drodze a to trochę takie właśnie cyrki tylko arena z wody. Najwięcej czasu zajęło Nam szukanie i eksploracja fortyfikacji obronnych (XD). Ja chyba będę musiała polubić tą wojskowość bo inaczej nie podołam. Moi Panowie dbają o moją mocno kulejąca edukację histryczno-militarną. Do jednego z bunkrów udało Nam się dostać tajemniczym wejściem w lasku, obok deptaka i przejść pod ziemią do dwóch kolejnych. Dla młodego to ciekawe doświadczenie (dla Nas również). Jedyny mankament tej części wycieczki to wszechobecny zapach moczu (XD). Można, ale trzeba uważać i raczej używać latarki, wrażliwym na przykre zapachy odradzam.

Po opuszczeniu "piekielnego" półwyspu ruszyliśmy w kierunku Trójmiasta, ale zanim tam dotarliśmy było jeszcze kilka atrakcji...

 
 
 

Comments


bottom of page