top of page
  • Instagram
Search

Zaniemyśl…

  • Writer: Ewelina Jędryszczak
    Ewelina Jędryszczak
  • May 27, 2021
  • 6 min read

Miejscowość ta, jest idealnym celem na jednodniową wycieczkę z Poznania. Czeka nas ok. 30 kilometrowa podróż samochodem, która zajmuje (w zależności od narowistości kierowcy) około 30 minut. Zaniemyśl to niewielkie miasteczko w powiecie śremskim, które ma dość odległy rodowód sięgający XIII w.

Po krótkim spacerze w samej miejscowości nie znajdujemy nic nadzwyczaj ciekawego. Na skwerku, w centralnej części miasteczka, znajduje się pomnik lokalnego poety Ryszarda Berwińskiego. Po chwili szperania w Internecie znajdujemy próbkę jego twórczości (niech żyją Internety!). Skoro zasłużył sobie na pomnik, to zapewne winna mu jestem w tym miejscu cytat z jego twórczości:

Na wysokości Tatrów


Ja król - na tro­nie mych oj­czy­stych gór, Ja król i zie­mi, i wi­chrów, i chmur! Spoj­rzę - pode mną w obłącz ro­ze­sła­na Zie­mia po­kor­ne ugi­na ko­la­na, Pa­smem gór dło­nie że­brzą­ce pod­no­si, Li­to­ści woła i o wol­ność pro­si. Da­rem­nie, zie­mio - pła­czem nie po­do­łasz, Ni­g­dy się łza­mi szczę­ścia nie do­wo­łasz! Ja kroi - brzęk kaj­dan, płacz ca­łe­go świa­ta Do ma­je­sta­tu mego nie do­la­ta!

(…)


Podczas tej wędrówki po Zaniemyślu jeden budynek przyciągnął moją szczególną uwagę, ze względu na swoją dizajnerską elewację. I tak mnie naszło myślenie, że gdybyśmy byli w obcym kraju na wakacjach, to zapewne obfotografowałabym nie jeden budynek użyteczności publicznej, jako przykład, że tak się tam żyje. Zdarzało mi się pstrykać fotkę prania, wiszącego na sznurach rozpiętych między blokami. Czasami dokumentuję również „brzydotę” miejsca, w którym jestem jako swoisty folklor, a w Polsce w sumie wszystko wydaje mi się takie zwyczajne i oczywiste, że nie czuję potrzeby uwieczniania na fotografii. Ten budynek z jakiś względów sobie zasłużył.

Zauważamy jeszcze dwa kościoły. Neogotycki Kościół św. Wawrzyńca, do którego jeszcze wrócimy i poewangelicki Kościół Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Jeśli mogę coś o tych budowlach w tym miejscu powiedzieć to to, że są zadbane, ale chyba niczym szczególnym się nie wyróżniają.


A teraz czas przedstawić to, po co tutaj przybyliśmy. Wyspa Edwarda. Lekko się zakręciliśmy i pomimo tabliczek jakie widnieją w mieście i kierują na tę atrakcję, musieliśmy zapytać wujcia Google o drogę. Tak czy siak dotarliśmy tam, gdzie chcieliśmy. Warto sprawdzić godziny w jakich można wejść na wyspę, bo w sumie mieliśmy fart (byliśmy tam wiosną – końcówka maja). Tabliczka przy wejściu poinformowała nas, że w poniedziałki atrakcja jest nieczynna a w pozostałe dni można ją odwiedzać w godz. 10-16.

Historyczna wyspa Edwarda obecnie zarządzana jest przez Powiatowe Centrum Rozwoju w Środzie Wielkopolskiej i od 2016 r. otwarta jest dla zwiedzających. Naszym zdaniem jej utrzymanie, to kawał dobrej roboty. Wyspa według legendy została usypana na polecenie ówczesnego wojewody i miała być miejscem, w którym będzie mógł bezpiecznie ukryć swoje skarby. Czy ukrył? Nie mam pojęcia i o tej legendzie nie znajdujemy żadnej wzmianki na miejscu. Wyspa ma powierzchnię zaledwie 3h a otaczają ją wody Jeziora Raczyńskiego. Aby się na nią dostać trzeba przejść przez jedyny w swoim rodzaju niebieski mostek. Budowla to osobliwa i wygląda jakby ktoś połączył ze sobą ogromne klocki lego. Dodatkowo dostarcza mocnych wrażeń i tym którzy mają słabe nerwy zapewne podniesie ciśnienie, ponieważ to rodzaj pływającej kładki na wodzie, która buja się we wszystkie strony. Małe dzieci raczej mocno trzymałabym za ręce! Nie wiem jak głębokie jest w tym miejscu jezioro, ale z łatwością mogę sobie wyobrazić jak niesforny 2-latek wpada do wody. Prowadzony za rękę będzie miał ogromną frajdę na kiwającym się moście z klocków.

Nazwa wyspy pochodzi od hrabiego Edwarda Raczyńskiego, który w pierwszej połowie XIX w był zarządcą tego terenu. Na początku swojej bytności na wyspie pobudował tam modrzewiowy Dom Szwajcarski (wpisany do rejestru zabytków), który stoi do dzisiaj i jest ozdoba tego miejsca. Nasze zwiedzanie zaczynamy właśnie od tego miejsca. Według niektórych źródeł Edward był wielkim miłośnikiem, znawcą morza i sztuki wojennej. Zbudował więc na wodach jeziora flotę wojenną, która na życzenie swego mecenasa staczała prawdziwe morskie bitwy. Wyspa porośnięta jest wiekowym drzewostanem o czym informują nas zielone tabliczki z orłem, charakterystyczne dla pomników przyrody.

Spokojnie rośnie sobie tutaj około 60 ogromnych dębów, których pni nie ma szansy objąć cała rodzina połączona ze sobą za ręce. Można próbować, my nie mieliśmy szans. W sumie znajduje się tutaj prawdopodobnie ponad 300 różnych drzew. Park również został wpisany na listę zabytków. Spacer po wyspie, pięknie utrzymanymi alejkami zajmuje zaledwie 15 minut i naprawdę żałowaliśmy, że tylko tyle. W sumie nie dziwimy się już, że Edwardowi tak ta wyspa przypadła do gustu, to niewątpliwie piękne miejsce. Wędrówkę kończymy w miejscu, w którym ją zaczęliśmy, czyli przy drewnianym domku. Po drodze nabywamy jeszcze pyszny sernik i kawę w kawiarence zlokalizowanej kilka metrów wcześniej. W weekendy (a być może również w sezonie codziennie) można tutaj również zjeść obiad, napić się wina lub piwa, nabyć pamiątkowy magnes, zjeść lody lub skorzystać z małej biblioteczki. Na zewnątrz jest sporo stolików i kiedy warunki atmosferyczne są sprzyjające zapewne fajnie tutaj przycupnąć. Dowiadujemy się również, że gdyby ktoś chciał w tym miejscu dłużej pokontemplować, to można na wyspie również zostać na noc. Namiary bez większego problemu znajdziecie w Internecie.

Zmierzamy do końca wycieczki, ale też do końca żywota Edwarda. Wyspa ma niestety swoją tragiczną historię, to na niej Edward Raczyński popełnił samobójstwo w skutek oskarżeń o nieprawidłowości i malwersacje przy budowie Złotej Kaplicy w Katedrze Poznańskiej jak również postępującej depresji. Strzelił sobie w głowę z armatki wiwatówki. Tą część historii możemy pominąć milczeniem w rozmowie z najmłodszymi. Armatka znajduje się na wyspie, tuż obok Domu Szwajcarskiego i niewątpliwie zainteresuje naszych milusińskich. Zapewne nie jest to ta sama, za pomocą której Edward dokonał żywota, ale przypomina skutecznie o tym fakcie i ukazuje obraz rozpaczy w jakiej niewątpliwe ów człowiek musiał się znajdować. Obok znajdziemy również tablicę z informacją o Edwardzie, bitwach morskich jakie tutaj uskuteczniał., historii jego życia, zasługach i śmierci.

Poznański historyk prof. Witold Molik, w swojej książce o Raczyńskim pt. "Edward Raczyński 1786-1845", wydanej w 1999 roku w Poznaniu, tak opisał tamte tragiczne wydarzenia:

"Hrabia Edward Raczyński przez cały dzień snuł się po pałacu w Rogalinie niczym duch. Unikał rozmów, od czasu do czasu stawał w oknie i przez długie minuty wpatrywał się w przysypany śniegiem pałacowy park. Wreszcie pod wieczór podjął decyzję. Zapakował się do sań i kazał wieźć do Zaniemyśla. Przez skute lodem jezioro przedostał się na wyspę. Tam odprawił lokaja. Niedługo potem klęczał, spoglądając w wylot lufy niewielkiego działa, które ustawił na progu swojego domu. Od przytwierdzonej do kija świecy odpalił lont. Po chwili huk wystrzału poderwał z drzew ptaki. Widok, który nazajutrz zastali na wyspie domownicy hrabiego był makabryczny. Kula rozerwała prawie całą jego głowę, rozrzucając w dość dużym promieniu od armatki cząstki mózgu i czaszki[...]". Warto również dodać, że opisane powyżej tragiczne wydarzenia można zobaczyć w polskim serialu z 1981 roku "Najdłuższa Wojna Nowoczesnej Europy".

Edwardowi Raczyńskiemu należy się jednak pamięć, nie tylko ze względu na to tragiczne i spektakularne odejście z tego świata, ale przede wszystkim z uwagi na to, jakim był człowiekiem i co uczynił dla innych. Hrabia niewątpliwie zapisał się na kartach historii wielkopolski i Poznania. Był politykiem, filantropem, mecenasem sztuki i nauki, fundatorem Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu, współfinansował założenie pierwszego wodociągu w Poznaniu oraz wniósł znaczny wkład w utworzenie Szpitala Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. Podróżował, był autorem i wydawcą dzieł historycznych oraz wspierał finansowo uczonych i pisarzy m.in. Adama Mickiewicza. Mam świadomość, że to zaledwie mały fragment jego zasług. Resztę bez trudu znajdziecie w różnych źródłach historycznych, a w "najgorszym" układzie w Wikipedii.

Z wyspy wracamy niebieskim mostem na ląd, aby sprawdzić miejsce pochówku Edwarda. Jako samobójca teoretycznie nie miał szans na spoczynek w ziemi świętej. A jednak spoczywa, wraz z żoną Konstancją Potocką, w Kościele św. Wawrzyńca w Zaniemyślu, a właściwie pod jego murem (mówiłam, że do kościoła wrócimy). Serce zaś zostało umieszczone w krypcie rodowej w Rogalinie. Na grobowcu jest umieszczony posąg Konstancji, wykonany z brązu a u jej stóp widnieje napis: „Żona pilnuje temczasem zwłók męża i błaga modlitwy dla niego.”

Gdyby kogoś zainteresowała ta mroczna część życia Edwarda Raczyńskiego, to zapewne ciekawą lekturą okaże się: https://fundacjakochaniapoznania.pl/horror-domu-raczynskich/

Do historii hrabiego Edwarda Potockiego wrócimy jeszcze niebawem, gdyż nie byliśmy jeszcze w Rogalinie.

Nie chciałabym jednak, aby wyłącznie mroczna część historii tej wyspy zapadła Wam w pamięć. Miejsce to przede wszystkim ma dzisiaj w sobie dużo uroku, skrywa piękno okalającej ją przyrody i zdecydowanie nadaje się na sobotni wypad, po lub przed obiadem, a może nawet na obiad, z rodzinką. Ponieważ nasz najmłodszy jest już nieco starszy to zupełnie wyleciało mi to z głowy, ale jest tam jeszcze ciekawy plac zabaw, wyglądający solidnie i nowocześnie, zlokalizowany w pobliżu restauracji. Na wyspie można przytulić się do wiekowych drzew, pokontemplować taflę jeziora, poobserwować ptaki (spotkaliśmy dzięcioła w trakcie ciężkiej pracy) lub zwyczajnie pospacerować.

Myślę, że w weekendy i w sezonie wyspa jest oblegana przez zwiedzających, więc może warto wziąć to pod uwagę i zabrać własny kocyk. Nam udało się posiąść ją na chwilę na wyłączność. Calutkie 3 h ziemi tylko dla nas. Może, idąc za naszym przykładem, warto ją odwiedzić w niekonwencjonalnym terminie. Kto nas czyta ten wie, że tłumów unikamy jak ognia i to nie ze względu na Covid-19, który jest nam zupełnie obojętny. Wyspę Edwarda polecamy z całego serca Waszej uwadze. Mało jest w okolicy, tak przyjemnych miejsc w których historia przeplata się z pięknem przyrody. My, zapewne niebawem, podążając śladami hrabiego i jego rodziny udamy się do Rogalina, a może nawet odwiedzimy Złotą Kaplicę w Katedrze w Poznaniu. Bibliotekę Raczyńskich mijam codziennie w drodze do pracy :-)




 
 
 

Kommentarer


bottom of page